czwartek, 13 listopada 2014

Rozdział 7

Przepraszam za wszystkie błędy oraz niedociągnięcia.
Kolejny dzień.
Wciąż siedzę wpatrując się w przestrzeń Jack leży nieprzytomny już jakiś czas, a jego rana postrzałowa pogarsza się. Nie mamy żadnych apteczek, więc brak możliwości, aby go uratować. To wszystko moja wina, jeżeli bym go trzymała. Jeżeli bym tylko bardziej uważała, albo nie zmuszała do tego, aby poszedł ze mną. Jeżeli bym tak nie panikowała. Mogło być inaczej, a teraz czuje się jakby to miał być kompletny koniec. A co.. Jeżeli... On.. Nawet nie dopuszczam do siebie takiej myśli. Wychowałam się z nim, a teraz tak po prostu przeze mnie ma zginąć? Czym zasłużyliśmy sobie na bycie tutaj. Łzy ciągle mi towarzyszą, ale nie pozwalam im wypłynąć. Nie chcę, aby moje uczucia wzięły górę. Muszę się skąd wydostać.
- Hej. - odwróciłam się do osoby za mną. Eric stał opierając się o framugę drzwi. Z powrotem odwróciłam się w stronę ściany. Słyszałam, jak podłoga ugina się pod jego ciężkimi krokami.
Siedziałam w pokoju, który niedawno znalazł Eric z Clarą. Jak na razie jako jedyny miał podłogę, która nie była zimnym marmurem, tylko panelami. W tym pokoju nie było mokrych ścian, tylko ciepło.  Ścisnęłam mocniej w dłoni wisiorek wiszący na mojej szyi. Pamiętam, jak dostałam go od Jacka na urodziny. Nie było go stać na większy prezent, ale i tak jest piękny. Na łańcuszku jest serduszko, a po drugiej stronie jakieś logo firmy. - Jak się czujesz? - wyszeptał mi do ucha Eric obejmując w pasie.
- A jak mam się czuć? - zapytałam sarkastycznie.
- Nikomu nie jest łatwo, ale nie możesz tu tak siedzieć.
- Co nam robić Eric? Może mam chodzić i łudzić się, że wydostaniemy się z tego popieprzonego miejsca? Wolę, chyba posiedzieć i poczekać, aż coś przyjdzie i mnie zabije. - powiedziałam na jednym wdechu.
- Nie możesz się poddać. - poczułam, jak jego ręką gładzi mnie po plecach, a głowa leży na moim ramieniu.
- Koniec zabawy? -wspomniałam, że ten ktoś ciągle prześladuje mnie w myślach. Próbuję ignorować, ale naprawdę jest ciężko. - Myślałem, że jeszcze chcesz się pobawić.
- Ja świruję. - przyznałam na głos.
- Nie świrujesz. Każdy tutaj żyje w strachu. Myślisz, żebym nie chciał, abyśmy wyszli i uciekli jak najdalej, ale do cywilizacji. - westchnął.
- Jakie to słodkie. Przypomniało mi się taka piosenka, wiesz była o tym jak chłopak ją kochał, a potem zostawił. Czekaj... Nie jednak nie znam tytułu. - zamknęłam oczy. Tak bardzo chciałam, aby to coś się zamknęło. Cisza, która mnie przerażała tak niedawno- teraz cholerne jej potrzebowałam.
- Będzie dobrze. - obserwowałam jak jego ręka obejmują moją.
- Pieprzenie. - wymamrotałam zabierając dłoń.
- Ludzie! Jack się obudził! - słysząc wołanie Clary poderwałam się jak szalona i zaczęłam biec w jego kierunku. Stanęłam nad nim, blondyn leżał na krzesłach. Miał lekko rozszerzone oczy, a jego rana na brzuchu była jeszcze gorsza niż wcześniej. Jednak już nie krwawił.
- Jak się czujesz? - zapytałam, chwytając jego dłoń.
- Cholernie źle, ale hej mogło być gorzej.
- Idiota. - uśmiechnęłam się przesuwając krzesło bliżej niego.
- Też Cię kocham niedojdo.
- Zamknij się. Nie zostawisz mnie? - ściana, która mocno się trzymała gdzieś tam we mnie, rozpadła się na kawałeczki. Ciepłe łzy zaczęły wpływać z moich oczu jak szalone, a wspomnienia przelatywały mi przez głowę.
- Ej młoda nie płacz. - jego kciuk pocierał o moją dłoń. Mimo łez uśmiechnęłam się, śmiejąc się nerwowo. - Wiemy chyba jak to się skończy, cholera nie myślałem, że skończę tak. Wyobrażałem to sobie zupełnie inaczej. - uśmiechnął się. Jego piękny uśmiech, który zawsze dodawał mi otuchy kiedy musiał. - Jeżeli będziesz płakać obiecuje Ci, że będą Cię nawiedzał. Ale teraz tak na poważnie. Samantha słuchaj pamiętasz co zawsze Ci mówię jak życie daje Ci w dupę?
- Oddaj mu. - wytarłam rękawem mokre policzki, a ich miejsce zastąpiły następne łzy.
- Dokładnie! Pamiętaj o tym. Kocham Cię młoda. - uśmiechnął się, po chwili zaczął kaszlec. Puścilam jego dłoń, podniosłam się.
- Nie! Jack! Nie! - krzyczałam jak opętana, a łzy leciały jak szalone. Nie oddychał. Cholera, on nie oddychał, on po prostu nie oddychał Jego oczy wpatrywały się we mnie bez ruchomo. Opadłam na kolana łapiąc się jedną ręka za krzesło, a drugą trzymałam się za klatkę piersiową. Ból był nie do zniesienia. Czułam jak ktoś z tyłu trzyma mnie próbując uspokoić, ale nic kompletnie nic nie docierało do mnie oprócz widoku martwego Jacka. Kiedy opanowałam trochę tętno, jak i oddech, wstałam podchodząc do przyjaciela. - Kocham Cię dupku. - zamknęłam mu oczy trzymając za dłoń.
- Wzruszyłem się. - słysząc głos w mojej głowie ból, cierpienie, rozpacz, strach- wszystkie moje uczucia zmieniły się jedno - złość. To on, to on go zabił. Nie zastanawiając się nad niczym ruszyłam w stronę schodów. Adrenalina płynęła w moich żyłach, a ja biegłam jak szalona bez latarki, bez niczego, w ich stronę. Wszystko było takie inne. Czarno-białe. Zero jakichkolwiek kolorów. Zbiegłam z kilku schodów, ignorując krzyk Erica, abym się zatrzymała. Stanęłam gdzieś w połowie drogi.
- Gdzie jesteś? Pokaż się ! - krzyczałam.
- Ciszej, bo kochaś wezmę Cię za wariatkę.
- Nie obchodzi mnie to! Co Ci dało zabicie go? Czego od nas chcesz? Czemu siedzisz w mojej głowie?! Pokaż się kutasie!
- Auć ranisz moje uczucia, kochanie.
- Po co to robisz? - wyszeptałam.
- Na to wszytko jest jedna odpowiedz. R O Z R Y W K A. - zacisnęłam powieki, chamując lecące łzy.
- Samantha chodź. - Eric objął mnie prowadząc z powrotem. Czemu on mnie tak prześladował? Zabicia Jacka było taką rozrywką? Kim lub czym to jest?
***
Weszłam do pokoju i usiadłam na panelach.
- Nie złość się tak. Przecież jeszcze jest ich tylu.
- Dlaczego ja?
- Bo jesteś śliczna. - odpowiedział w mojej głowie sarkastycznie. - A tak na poważnie, bo sama ty przyszłaś. 
- Zostaw mnie. - wyszeptałam bezsilnie.
- A pamiętasz jego blond włosy? Albo jego niebieskie oczy? - zaczęłam krzyczeć, aby tylko przekrzyczeć jego głos, ale niestety było to niewykonalne. On siedział w mojej głowie i dobrze o tym wiedział. Wstałam i zaczęłam chodzić po pokoju, próbując skupić się nad czymś innym. Czymkolwiek, ale nie na nim. - Oh przestań. Jego uśmiech, a naszyjnik masz? Taki słodki.
- Wyjdź z mojej głowy! - walnęłam ręka w ścianę rozpłakana. Zsunęłam się w dół ściany. - Zostaw mnie.  - powiedziałam szlochając błagalnie.
×××××××
Jest kolejny. Taki jakiś dziwny ;_; Nie ważne.
Do następnego.
*ZOSTAW COŚ PO SOBIE. DLA CIEBIE TO CHWILA, A DLA MNIE DUŻA MOTYWACJA. *

1 komentarz: