sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 8.

Ściskając w dłoni latarkę, lekko trzęsącą się od strachu ręką złapałam za okrągłą gałkę służącą jako klamka. Przekręciłam nią, a drzwi skrzypiąc otworzyły się. W pokoju nie widziałam nic poza ciemnością, niekończąca się przestrzenią niczego. Powtarzając sobie w myślach, abym ruszyła przed siebie, kurczowo trzymając za klamkę zrobiłam krok do przodu.
- Nie wchodź tam. Słyszałem że stamtąd się już n i e wychodzi. - mówił głos w mojej głowie, który tylko sprowokował mnie, aby iść dalej. Przełknęłam ślinę, czując jak pot spływa po moich plecach oraz czole. - Nie rób mi tego. Co ja będę robił bez Ciebie? - zapytał. Przymknęłam oczy, aby uspokoić bicie serca. Ciemność w tym pomieszczeniu nie była jak w innych, miałam wrażenie że tam po prostu jest przestrzeń. Zmuszając się, ruszyłam do przodu.
    Poczułam mocne uderzenie w brzuch, po czym upadłam. Otworzyłam powoli oczy, nie wiedząc czego się spodziewać. Kiedy ujrzałam to samo miejsce, a przede mną stali Eric z Kateriną, zorientowałam się ze nigdzie nie trafiłam, a zostałam złapana. Obok nas pojawiło się rodzeństwo skupione na mojej osobie.
- Co jest z tobą nie tak?! - wymachując rękoma mówiła Katerina.
- Ktoś tutaj dostał okresu. - zaśmiałam się w duchu ze słów tajemniczej osoby.
- Ze mną? Może tylko tyle, że chcę się stąd wydostać? - złapałam za rękę Erica, który pomógł mi się podnieść z mokrej podłogi.
- Wchodząc w jakieś drzwi? Mogło coś na Ciebie wyskoczyć! Myślisz trochę!? Straciliśmy Jacka teraz jeszcze mamy stracić Ciebie? - zapytała że łzami w oczach. Wpatrywałam się w nią, nie wiedząc, co powinnam powiedzieć.
- Kate wyluzuj. Przecież to tylko sypialnia. Cholera tu jest łóżko! - zajrzałam do pokoju gdzie nadal panowała kompletna ciemność i pustość. Clara weszła do pokoju. Powinnam ją powstrzymać, ale nie czułam takiej potrzeby. Zniknęła z moich oczu, a za nią wszedł Martin, który również znikł z mojego pola widzenia. Spojrzałam na roztrzęsioną Katerine oraz Erica wpatrującego się w pokój, który podobno był sypialnią.
- Skoro wszystko wróciło do normy może wrócimy do tworzenia naszego przyszłego mieszkania? Wiesz jak Ci obiecywałem: jeżeli mnie skąd wydostaniesz, a wiem że chcesz tego za wszelką cenę, zrobię wszytko. Znaczy nie dosłownie wszystko bo nie jesteś tego warta, ale mniej więcej. - próbowałam ignorować głos, ale to było wręcz nierealne, bo jak można ignorować coś w środku twoich myśli. Przetarłam oczy z niedowierzaniem, kiedy rodzeństwo wyszło całe i zdrowe z pokoju.
- Tam jest cudnie! Ja zajmuje pierwsza łóżko! - krzyknęła Clara.
- Czekaj. - zaczęłam. - Mamy problem. - westchnęłam. - Ja tam nic nie widzę tylko ciemność i przestrzeń. Żadnych łóżek i innych rzeczy! Jak to możliwe?! - nie wiem czy bardziej to pytanie było do mnie czy do nich. Każdy wpatrywał się we mnie, jakby coś ze mną było nie tak, ale kurde właśnie że było.
- Nie dręcz się tak. Dla mnie jesteś idealna.
- Więc mamy dwa problemy. - zaczął Eric. - Bo ja też nic nie widzę. - sama nie wiem czy poczułam się lepiej, że do końca nie zwariowałam czy bardziej mnie to przeraziło.
- Jak? Przecież nie wyobrażam sobie tego pieprzonego łóżka, bo oni też to widzą ! - krzyknęła oburzona Clara.
- Ma rację, ale tu wszytko jest możliwe. - oznajmił Eric. Przytaknęłam pochłonięta swoimi myślami.
- Po prostu tam wejdę. - wyszeptałam.
- Nie! Skoro widzimy Ciemność to wiadomo co możemy zobaczyć tam? - zapytał mnie Eric wskazując palcem na otwarte drzwi.
- Nie dowiemy się nie próbując. - chwyciłam latarkę z podłogi i nie zwracając na innych wbiegłam w ciemność.
   Nie czułam, abym spadała. Nie czułam nic oprócz zimna. Przez okno na samej gorze, które było uchylone wpadał do pomieszczenia blask księżyca. Idealnie widoczny z niego był pełny księżyc- widok, którego tak dawno nie widziałam. Mimo mrozu jaki panował, wpatrywałam się w niego. Po chwili zapaliłam latarkę oświecając nią pomieszczenie. Na ścianach były widoczne zadrapania jakimiś pazurami, albo czymś ostrym i grubym. Opuszczone stare cztery łóżka po bokach pokoju. Wszytko wyglądało na bardzo stare czasy. Odnalazłam drzwi przede mną, klamka nie chciała się ruszyć, więc zaczęłam w nie uderzać swoim ciałem. Lekko obolała wyszłam z pokoju.
  Wokół mnie panował kompletny chaos. Wszytko dookoła działo się w niesamowicie szybkim tempie. Ludzie biegali od pokoju do pokoju przepychając się. Niektórzy siedzieli zapałkami, a niektórzy szczęśliwy. Czułam się jak w jakiejś bajce. Podbiegłam do pierwszej lepszej osoby. Starszy mężczyzna stał wpatrując się w szybę.
- Może mi Pan pomóc? - zapytałam, ale nie dostałam żadnej reakcji. Spróbowałam ponownie, ale nadal nic. Zero nawet nie zerknął w moją stronę. Zdezorientowana spojrzałam w miejsce, w które patrzy. Poczułam jak wszytko mi się wraca, a serce staje.

5 komentarzy:

  1. Ciekawy rozdział. Czekam na nexta i życzę weny <3 Jula

    OdpowiedzUsuń
  2. Strasznie podoba mi się ten blog. Zazwyczaj nie czytam takiej tematyki, ale zaciekawiłaś mnie i na pewno tutaj wrócę. Czekam na następny. <3

    Zapraszam też do siebie:
    http://sinister-fanfic.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Nominowałam cie do LA
    Więcej informacji
    http://tomorrow-never-dies-5sos-ff.blogspot.com/2015/01/liebster-award.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na następny rozdział! Ten był jak zwykle genialny. Sameric/Erimanta górą!

    OdpowiedzUsuń